Jest niedaleko Kalisza takie miejsce, gdzie czas przestaje szaleńczo płynąć. W pięknym otoczeniu drzew i pól stoi niewielki dworek. Zadbany zielony skwerek, a obok niewielki stawik –tylko fontanny mi w nim brakuje. Tam słowo „życie” zmienia swoje znaczenie. Ilekroć tam jestem zapominam o swoich troskach i problemach. Zmieniam się. Wchodzę w „inny świat”, świat ciszy, zadumy, ale i z niemym krzykiem rozpaczy nad mijającym życiem. Spokojna rozmowa przeplatana płaczem, czuły gest ręki, spacer w lekkich promieniach słońca. Tylko tyle umiem z siebie dać przez te chwile, które tam spędzam z innymi. Nie pytam o marzenia i plany na przyszłość, ale wspominamy to, co warte jest opowiedzenia. Uczę się pokory od samego mistrza – chorego człowieka w hospicjum.
Pani Ula