Na imię ma Marek i choruje od kilku lat. Z początku uważałam, że staje się leniwy i brałam to na karb lat, ma bowiem 71 lat. Z czasem zaczął coraz gorzej się poruszać – orzeczenie lekarza m.in. Alzheimer i Parkinson. Jeszcze rok temu poruszanie się po prostej drodze jakoś wychodziło, przystosowałam kabinę do osoby niepełnosprawnej i jakoś się kąpało.
Trafiłam na bardzo dobrych młodych ludzi, którzy okazali nam pomoc. Miedzy innymi na naszej trudnej drodze znaleźli się Beata i Paweł z fundacji Mocni Miłością. Bez nich nie mogłabym już wykąpać męża. A tak zgrabnie i sprawnie wsadzą go do kabiny a ja mogę chociaż raz w tygodniu porządnie Marka umyć. Przy nich mąż chciał śpiewać. Fajnie nam wychodziła ,,szła dzieweczka do laseczka”. Pomagali mi przespacerować Marka po ogrodzie. Były śmiechy, rozmowy. Wolontariusze wspierali nas i pomagali. Marek był zadowolony i cieszył się, że często go ktoś odwiedza. Był czas, że chciał się trochę ruszać, podnosił ręce do góry, kręcił dłońmi „jakby kręcił żarówki”, zginał nogi w kolanach, naddawał się aby go posadzić na wózku. Ale choroba nie czeka, robi swoje spustoszenia w organizmie.
Obecnie Marek jest leżący i nie chce ćwiczyć. Ma jedynie przywiązaną zabawkę na tasiemce do łóżka ,,dziecinny duży gryzak” i do niej wyciąga prawą rękę i się bawi. Ma jeszcze gumowe zwierzaki dla dzieci i to jest jego świat. Nie chce się ruszać, nie chce czytać, rozmawiać. Teraz nawet nie śpiewa. Ale pomoc mamy nadal ze wszystkich stron. Krótkie to są chwile, ale bardzo za nie dziękuję. Mimo pogorszenia stanu zdrowia, Beata i Paweł są przy mnie i co tydzień mogę na nich liczyć i wiem, że mąż będzie zawsze odświeżony i zadowolony.