Mój wolontariat – świadectwo pana Marka

Mój wolontariat.

Osoby, które pozostają na marginesie życia społecznego niechcący obudowują się murem wynikającym z braku wiary w życzliwość drugiego człowieka i szlachetność jego intencji. W wydarzeniu spotkania między nami a podopiecznymi chodzi przede wszystkim o to, by chory i jego rodzina dostrzegli porządek miłości i całkowitej bezinteresowności. W swojej dość krótkiej aktywności miałem okazję towarzyszyć osobie w ostatnim stadium choroby. Chory nie miał możliwości niczego odwzajemnić, za nic podziękować czy w ogóle jakkolwiek odpowiedzieć. Jednak Pan Bóg objawia siebie choremu przeze mnie i odwrotnie, przemawia do mnie poprzez twarz potrzebującego. Bycie z drugim za każdym razem stanowi tajemnicę, która mnie przerasta i uczy pokory. Jak widać idea wolontariatu sięga dalej niż potocznie rozumiane niesienie pomocy, wkraczając w rzeczywistość duchową. Obecnie towarzyszę osobie w moim wieku (to jakoś samoistnie pobudza do refleksji), dla której spotkania z nami wolontariuszami stanowią jedyne doświadczenie koleżeństwa, przyjaźni. Opowiadam o nim moim znajomym z takim samym uznaniem i poczuciem dumy z jakim zostałem przedstawiony przez Sławka jego bratu: „To są moi kumple…”. Nie zapomnę wydźwięku tych słów.

Na koniec chciałbym zarysować jeszcze jeden niezwykle ważny odcień, któremu na imię środowisko wolontariuszy. Jeden z katolickich filozofów napisał kiedyś, że dzisiaj inspiracją do uprawiania filozofii powinna być twarz człowieka zaniepokojonego o swój los. Kiedy spotykam się z wami na naszych spotkaniach w parafii czytam historię tych niepokojów na waszych twarzach. I za tę możliwość szczególnie wam dziękuję.

Marek